
Czy maine coony mają specjalne wymagania żywieniowe?
I tak i nie. Wszystkie koty powinny jeść dobrej jakości wysokobiałkową bezzbożową karmę. Maine coony w szczególności, bo szybko rosną i są duże. Poza tym maine coony mają delikatny przewód pokarmowy. Biegunki zdarzają się często, u nas właściwie przy każdej próbie zmiany karmy, a i często w zasadzie bez powodu. Równie często u tej rasy mogą występować zatwardzenia. Dlatego też nie podaję kotom smaczków (ewentualnie w postaci liofilizowanego mięsa). Żadnych gratisów ani próbek. Karmę pozostawioną po posiłku po dwóch-trzech godzinach najlepiej również usunąć z misek, inaczej ryzykujemy kłopoty. Co natomiast odróżnia maine coony na plus od innych kotów, to duże zainteresowanie na wodą. To są koty, które piją chętnie, dużo i często.
Co do ilości podawanej karmy i apetytu maine coonów – wygląda to bardzo różnie. Zwykle młode koty jedzą bardzo dużo i łapczywie, bo rosną. W tym czasie nie powinno się im ograniczać karmy i podawać tyle, ile chcą zjeść. Okres intensywnego wzrostu kończy się po osiągnięciu około jednego roku i można wtedy zaobserwować dużą zmianę w apetycie. Koty przestają być łapczywe, a niektóre nawet zaczynają grymasić. Niektóre z moich kotów w okresie dzieciństwa były wręcz okrągłe, a potem samoczynnie zrzucały wagę. Maine coony generalnie nie mają tendencji do tycia. Ze wszystkich moich kotów być może tylko dwa mają odrobinę nadmiarowego sadełka. Inne są wręcz chude.
Każdy natomiast ma zupełnie inne podejście do jedzenia. Niektórzy lecą od razu do miski i przepychają się przy nich, inne koty z kolei po powąchaniu zawartości wolą się wycofać. Może zjedzą później, a może nawet opuszczą jeden posiłek. Podaję jedzenie pięć razy dziennie, tak żeby koty nie były bardzo głodne i żeby każdy mógł się spokojnie najeść. Generalnie koty powinny dostawać jedzenie przynajmniej trzy razy dziennie, ponieważ mają bardzo szybką przemianę materii i szybko trawią. Zawartość misek zazwyczaj znika, jeśli nie od razu, to najwyżej po godzinie. Moje koty nie mają stałego dostępu do jedzenia, dla mnie jest to przepis na nadwagę.
Nasza dieta
Podstawą naszej diety jest dobrej jakości karma bezzbożowa w puszkach. Jedliśmy Mac’sa, Animondę, a teraz jemy Wild Freedom, Power of Nature i Catz FineFood. Istnieją oczywiście karmy o jeszcze lepszym składzie. Mając tak liczną gromadę, muszę jednak myśleć pragmatycznie. Dla wzbogacenia diety jemy Cosmę. Są to filety z czystego mięsa: tuńczyk, łosoś, kurczak, tuńczyk z wołowiną, okoniem, leszczem. Podaję jako uzupełnienie białka w diecie. Trzeba jednak pamiętać, że to nie jest karma kompletna, to znaczy nie zawiera właściwie zbilansowanych wszystkich składników, które potrzebuje kot, tylko samo czyste mięso. Poza tym, jemy również suchą karmę. W naszym przypadku jest to Josera.
Doskonale zdaję sobie sprawę zastrzeżeń i wątpliwości dotyczących suchego jedzenia. Przez wiele lat miałam dwa dachowce, które najpierw cierpiały na tak zwany syndrom urologiczny, a potem jeden z nich rozwinął cukrzycę. Wyeliminowanie całkowite suchego jedzenia nie tylko ustabilizowało glukozę (oczywiście w połączeniu z insuliną), ale rozwiązało również nierozwiązywalny przez lata problem urologiczny. Mierząc cukier kilka razy dziennie, mogłam zaobserwować, co z poziomem glukozy robi sucha karma. Wiem, z czego się składa i jak jest produkowana. Nie będę więc jej bronić i nie jestem dumna z tego, że ją podaję. Jednak różnorodność wydaje mi się także ważna. Kiedy jeden z moich kotów rozwinął wgłobienie jelita, powodem mogła być niedostateczna ilość błonnika w diecie. Istnieją również teorie przypisujące suchej karmie pozytywny wpływ na kształtowanie się kamienia nazębnego (nie bardzo w nie wierzę). Być może kiedyś któryś z moich kotów będzie musiał przejść na specjalistyczną suchą karmę weterynaryjną. Staram się więc zachować podejście elastyczne.
Sucha karma również wydaje się bezpieczniejsza przy problemach jelitowych. Karma mokra niesie ze sobą potencjalnie zagrożenia związane z przerostem flory bakteryjnej. Dotyczy to nie tylko procesu produkcyjnego, ale przechowywania i transportu, szczególnie w lecie. Niestety czystość mikrobiologiczna i ogólnie jakość puszek, nawet tych najlepszych, może budzić wątpliwości. Wynika to z braku regulacji tego rynku, takich jak w przypadku produktów dla ludzi. Dlatego wielu hodowców decyduje się na suchą karmę i nie powinno nas to dziwić. Niestety zdarzają się czasami problemy. Bywało, że całe partie wycofywano z rynku. Po puszkach zdarzają się biegunki, a nawet zatrucia, które w przypadku kociąt mogą okazać się bardzo niebezpieczne. Dlatego niektórzy hodowcy wybierają suchą karmę. Oczywiście idealnie, jeśli kocięta mają kontakt z różnym rodzajem jedzenia.
Dla nas sucha karma jest zabezpieczeniem w oczekiwaniu na kolejną dostawę puszek. Aprowizacja gangu 12 kotów nie jest łatwą sprawą, stwarza wyzwania zarówno logistyczne jak i finansowe. Musimy być dobrze zorganizowani, mieć swoją rutynę i stałych dostawców, a także marki, na których możemy polegać. Nie szukamy więc szczęścia, nie nie wypróbowujemy kolejnych sklepów, ani nowych karm. No i oczywiście trzymamy się najlepszych cen i najszybszych dostaw. Korzystamy generalnie z Zooplusa, ale także z Allegro.

Picie
Maine coony generalnie chętnie i dużo piją. Jednak ich upodobanie do wody powoduje również problemy. Maine coony uwielbiają bawić się wodą i wychlapywać ją łapką. Bardzo często, zanim się napiją, wykonują charakterystyczny gest jakby dotykania tafli i rozgrzebywania wody. Ponoć jest to puścizna z czasów, kiedy żyły dziko w lasach amerykańskiego stanu Maine, gdzie woda często w zimie pokrywa się szronem. W ten sposób usuwały lód, a w lecie zapewne zanieczyszczenia. W naszych domach upodobanie do taplania się w misce sprawia, że maine coony rozchlapują wodę dookoła. Nie tylko musimy sprzątać i dbać o ich miejsce do picia, ale także uzupełniać na bieżąco wodę, bo po takich zabawach bardzo szybko nic nie zostaje. Pewnym rozwiązaniem są różnego rodzaju poidła, w których woda znajduje się na pewnej wysokości (trudniej sięgnąć łapą), wiaderka, dzbany, ceramiczne gary. U nas sprawdza się najlepiej się poidło dla psów, czyli dwie miski na stojaku. Wysokie pojemniki mogą być trudne, jeśli chodzi o wymienianie wody. W psim poidełku mamy stalowe miski, które można wyjąć i łatwo napełnić. A trzeba to robić kilka razy dziennie, ponieważ upodobanie do wkładania łap skutkuje zanieczyszczeniem wody kudełkami i żwirkiem. Podobno ceramiczne pojemniki są lepsze, można znaleźć takie opinie w internecie, nie wydają mi się jednak dostatecznie uzasadnione. Ceramiczne miski wcześniej czy później pokrywają się kamieniem. Stal można dużo łatwiej utrzymać w czystości. W przypadku poidła wysokość, na której znajdują się miski, można dostosować do upodobań kotów. To oczywiście dobra propozycja, jeśli w domu jest więcej kotów.
Co do fontann, mam raczej złe doświadczenia. Być może trafiłam na wyjątkowo nieporęczne modele. Poza tym fontanny wymagają troski, trzeba je odkamieniać i wymieniać filtry. Trzeba je podłączać do prądu i znosić buczenie silnika. W moim mieszkaniu i przy takiej ilości kotów są absolutnie niepraktyczne.
