
Wstęp
Dokocenie to delikatna sprawa. Zawsze wiąże się z ryzykiem. Nie ma prostych recept ani zaleceń gwarantujących sukces. W grę wchodzi wiele zmiennych i czynników poza naszą kontrolą, ale jest też wiele rzeczy, na które mamy wpływ. Proszona o radę, nigdy nie mówię: pewnie, nie wahaj się, bierz kolejnego kota. Dokocenie ma wiele zalet, jednak niesie także wiele niebezpieczeństw. Żeby stworzyć właściwe relacje między kotami, potrzebna jest wiedza, doświadczenie, ale i wiele poświęcenia. Co więcej, nawet jeśli jesteśmy w stanie pomóc kotom stworzyć pokojowe relacje i ułatwić im koegzystencję, kwestia przyjaźni oraz bliskości między nimi jest do pewnego stopnia kwestią losową. Możemy sprawić, że koty będą się tolerować, respektować wzajemną obecność i mijać się bezkolizyjnie w przestrzeni domu, ale czy będa spać ze sobą, przytulać się do siebie, łasić się do siebie czy czyścić sobie futerka – na to nie mamy większego wpływu. To trochę jak z aranżowanym małżeństwem. Albo będzie miłość, albo życie obok siebie. To kwestia dynamiki charakterów, feromonów i chemii. Ale oczywiście możemy bardzo dużo zrobić, żeby kotom ułatwić ten proces, zminimalizować stres i sprawić, żeby relacje między nimi stały się komfortowe.
Wybór nowego członka rodziny
Przede wszystkim wybór nowego domownika nie powinien być przypadkowy. Nie powinniśmy się kierować tylko swoimi upodobaniami czy porywem serca. Powinniśmy się zastanowić nad osobowością, potrzebami i wiekiem naszego rezydenta czy rezydentów. Bo to on albo oni powinni być w tym procesie priorytetem. Oprócz naszych uczuć i przywiązania, wynika to z prostych zasad w przyrodzie. Wprowadzamy przybysza na terytorium innego kota. To jego dom, jego ślady zapachowe są wszędzie. Naturalnym biegiem zdarzeń rezydent będzie bronił terytorium, a nowy starał się je zasiedlić i przejąć.
Czy kot rasowy jest bezpieczniejszym wyborem? I tak, i nie. Po pierwsze, może się zdarzyć, że nasz rezydent, leciwy dachowiec po przejściach, w ogóle nie zaakceptuje towarzystwa. Mając w domu seniora ze schroniska być może w ogóle powinniśmy porzucić pomysł dokocenia. A jeżeli już, postawmy faktycznie na kota rasowego. Zdecydujmy się na jedną z łagodnych ras, np. maine coony albo ragdolle. Mając z kolei już w domu kota tej rasy, dobierzmy mu ostrożnie towarzystwo. Oczywiście może być to dachowiec, może jednak niekoniecznie taki, który zaznał trudów walki o byt i pożywienie, ponieważ istnieje prawdopodobieństwo, że będzie starał się zawłaszczyć terytorium rezydenta i może okazywać wobec niego agresję. Nasz kot, łagodna ciapa bez dzikich instynktów i chęci do obrony, natychmiast zostanie wyparty ze wszystkich swoich pozycji i stanie ofiarą zapędów przybysza. Bengal ani savannah również będą ryzykownym wyborem, ponieważ są to koty o silnych naturalnych instynktach. Rasy takie jak peterbald, kot abisyński, somalijski, devon rex, manx czy ocicat mogą z kolei swoją szaloną aktywnością wystawić na próbę cierpliwość naszego spokojnego rezydenta. Moja przygoda z maine coonami zaczęła się, kiedy chciałam wprowadzić nowego kota do dachowej seniorki i równocześnie bardzo chciałam jej nie skrzywdzić. Wybór kotów o spokojnym, zrównoważonym charakterze i złagodzonych instynktach okazał się strzałem w dziesiątkę, a seniorka żyła jeszcze kilka lat, rządząc moją rozrastającą się maine coonową rodziną. Przy decyzji o dokoceniu warto również kierować się poradą hodowcy albo osób z fundacji czy też prowadzących dom tymczasowy. Będą w stanie pomóc w wyborze kota o odpowiednim charakterze, który ma szansę dobrze dogadać się z naszym domownikiem.
Socjalizacja z izolacją?
Powinniśmy oczywiście zapoznać się z zaleceniami behawiorystów, które możemy znaleźć w sieci. Stanowią one jednak schemat ogólny, który trzeba zaadaptować i dostosować do naszych potrzeb, naszej własnej szczególnej sytuacji oraz charakterów kotów. Trzymanie się niewolniczo porad z internetu może przynieść odwrotny skutek, ponieważ nade wszystko potrzebna jest nasza intuicja, wyczucie i zrozumienie kocich zachowań.
Początkowa izolacja jest potrzebna przede wszystkim dla odstresowania przybysza. Zmiana domu, zmiana terytorium jest traumatycznym przeżyciem i dlatego trzeba pomóc mu oswoić się z nowymi zapachami i dźwiękami. Zamknięty pokój i ograniczenie bodźców zawsze w tym pomaga. Powinniśmy przybyszowi zaproponować miejsce do spania, kryjówki, kuwetę, miskę z wodą i jedzenie. Oznacza to również, że my sami powinniśmy jak najmniej zakłócać jego spokój. Chowającego się pod kanapą albo gdziekolwiek indziej kota nie należy wyciągać, nie należy również zbyt często zaglądać w te miejsca. Możemy natomiast wchodzić do pokoju, siadać i mówić do kota spokojnym, miłym głosem, żeby oswoił się z naszą obecnością, zapachem i naszą mową.
Nie powinniśmy również martwić się, jeśli przybysz będzie przez pierwsze dni odmawiał jedzenia. U nas zdarzało się nawet, że koty, które już wydawały się zadomowione, bawiły się i mruczały, w dalszym ciągu odmawiały posiłków. Jest to oczywiście ogromnie stresujące dla opiekuna. Możemy w tej sytuacji podać za pomocą strzykawki do karmienia kociąt rozpuszczoną w wodzie odżywkę BB Recovery. Gdyby taki stan przyciągał się ponad dwa-trzy dni, należy skontaktować się z weterynarzem i poprosić o lek, który genialnie stymuluje apetyt, szczególnie w przypadku sytuacji stresowych, ponieważ jest to lek z grupy ludzkich antydepresantów. Mirtazapina, nazwa chemiczna, nazwy rynkowe mogą być różne (np Mirtor). Istnieje też wersja weterynaryjna w postaci pasty do wcierania w ucho (Mirataz). Lek ten, oprócz tego, że stymuluje apetyt, podwyższa również poziom serotoniny i dzięki temu poprawia nastrój. Można go podawać interwencyjnie przez kilka pierwszych dni.
Przybysz powinien sam dać nam znać, kiedy chce wyjść i jest gotowy na spotkanie rezydenta albo rezydentów. Powinniśmy iść za tym naturalnym instynktem i nie przedłużać izolacji ponad czas, którego kot sobie życzy. Początkowe syki i fuki z obu stron to naturalne zachowania, wyrażające niepewność. To nie są zachowania agresywne, ale raczej prewencyjne. Do agresji może dopiero dojść, jeśli jeden z kotów zlekceważy te ostrzeżenia i przekroczy granice. Tak się może stać zarówno z powodu tendencji do dominacji, potrzeby zawłaszczenia terytorium, jak i z powodu strachu, popychającego do obronnych ataków. Powinniśmy monitorować sytuację i jeśli zauważymy, że napięcie eskaluje albo koty czują się niekomfortowo ze sobą, być może warto wrócić do izolacji i spróbować za kilka godzin albo w kolejnym dniu. Można również spróbować wymiany pomieszczeń. Wtedy, w kontrolowanych warunkach, bez obecności konkurenta, nowy kot będzie mógł przyswoić obce ślady zapachowe i oswoić się z tą informacją. Zapachy odgrywają w tym procesie ogromną rolę. Koty czytają je jak tekst, poświęcają dużo czasu i uwagi i zrozumieniu. Dlatego dobrze dać im czas i szansę na zrobienie tego w spokoju.
Moje doświadczenie dotyczy dachowców, które dorastały w moim domu od maleńkości, i maine coonów, kotów łagodnych z natury i dobrze zsocjalizowanych w hodowli. W przypadku kotów fundacyjnych, bardzo często pochodzących z podwórek i ulicy, sytuacja może być zupełnie inna. Koty, które zaznały życia na wolności, a w tym walki o terytorium i jedzenie, mogą przenieść tą pamięć i instynkty na drugiego kota w domu. Stajemy wtedy przed znacznie poważniejszym wyzwaniem. Przy silnej instynktownej reakcji agresywno-obronnej z obu stron konieczna może okazać się technika zalecana przez behawiorystów w postaci siatki albo innej przegrody w drzwiach, tak żeby koty się widziały i oswajały ze sobą, ale równocześnie żeby nie dochodziło między nimi do fizycznego kontaktu. Niestety, są koty, które konkurenta na swoim terytorium po prostu nie będą tolerować. Znajdziemy się wtedy w bardzo trudnej sytuacji, bo oba koty będą cierpieć. Mimo dwutygodniowej przepisowej socjalizacji z izolacją, i mimo wypełnienia wszystkich zaleceń behawiorystów, koty dalej nie mogą być razem i sytuacja się nie zmienia. Niestety, najlepszym wyjściem wtedy będzie poszukanie innego domu dla przybysza.
Rola opiekuna
Poza jednak skrajnymi przypadkami, rola opiekuna w kształtowaniu relacji między kotami jest ogromna. To od nas w dużej mierze zależy, jak przebiegnie ten proces. Powinniśmy pomóc kotom oswoić się ze sobą bezstresowo i przede wszystkim nie dopuszczać do konfrontacji. Dotyczy to relacji między kotami na każdy etapie, także kiedy są razem i generalnie tolerują się dobrze, ale wciąż może dochodzić między nimi do spięć. Konfrontacja zaczyna się od wymiany spojrzeń. Właśnie wtedy powinniśmy wkroczyć. Wystarczy tylko stanąć między kotami, żeby przerwać napięcie i skłonić koty do rozejścia. Inną techniką jest próba odwrócenia uwagi agresora.
Opiekunowie niestety mają często problem z prawidłowym rozpoznaniem, który z kotów jest napastnikiem, a który stroną broniącą się. Istnieje tendencja do zakładania, że młody kot, a więc zwykle przybysz, jest tym słabszym. Zwykle jest zupełnie odwrotnie. To młody ma skłonność do przekraczania granic, a rezydent się broni. Młody kotek może “chce się bawić”, ale w ten sposób narusza spokój rezydenta. Powinien nauczyć się, czym jest przestrzeń osobista, której potrzebuje drugi kot. Rzecz w tym, że często w przypadku małego zwierzęcia, dorosły kot woli wycofać się niż zaznaczyć swoje prawa. To ten sam odruch, w którym my mamy wobec dzieci. Jeśli nasz rezydent ma ugodową i łagodną naturę, nowy natychmiast wyczuje słabość domownika i zacznie wypierać go z jego pozycji.
Powinniśmy zawsze wtedy wkraczać i pokazywać nawet małemu, ale ofensywnemu kotu, gdzie są granice. Wystarczy zmusić go do odwrotu, stając obok prześladowanego i niejako biorąc w posiadanie przestrzeń, którą napastnik próbuje zawłaszczyć. Skoro słabszy kot nie potrafi tego zrobić, my powinniśmy pomóc. Pamiętajmy, że to atakowany czyli kot, który się boi, będzie fuczał, buczał i prychał. Być może nawet pierwszy wymierzy cios. Dla nas tego rodzaju zachowanie bardzo niesłusznie wydaje się przejawem agresji. Drapieżnik w przyrodzie zachowuje się cicho, kot, który ma złe zamiary, będzie ukrywał intencje. Będzie więc robił swoje cicho, cicho będzie się zbliżał, prowokując z rezydenta. My sami reagujemy instynktownym lękiem na fuki i warki, bo wiemy, że za tym pójdą ciosy. I dlatego skłonni jesteśmy sądzić, że wydaje te odgłosy kot okazujący agresję. Podążamy za własnym strachem, który jest zrozumiały, bo może dojść do przeniesienia kocich emocji na nas, jeśli znajdziemy się za blisko albo spróbujemy interwencji w niewłaściwy sposób. Pamiętajmy, że zaalarmowany kot tylko się broni. Jednak nasza obecność za jego plecami może być odczytana jako atak. Możemy wtedy zarobić łapą w zastępstwie agresora. Tak wygląda projekcja strachu albo każdej innej emocji. Jest to mechanizm dobrze znany w psychologii. My także, kiedy jesteśmy poirytowani, przenosimy tą irytację na innych. Opatrując zadrapanie, pamiętajmy więc, że zarobiliśmy cios z przeniesienia. Kot warczy i syczy, wysyłając w ten sposób również sygnał do nas. Nie strasz mnie, bo jestem gotowy do ataku. Pamiętajmy również, że taka reakcja jest dużo zdrowsza niż wycofanie i ucieczka.
Do zwad i bójek dochodzi pomiędzy kotami, które czują się konkurentami na danym terenie, ale pomiędzy którymi siły są wyrównane. Żaden z kotów nie jest skory do wycofania i ucieczki. Kocie charaktery są jednak bardzo różne. Dachowce, szczególnie te straumatyzowane na wcześniejszym etapie życia, mogą być bardziej wycofane niż ekspansywne i wybierać ucieczkę. Koty mają tendencję do zachowań neurotycznych. Niepewne siebie i zalęknione zwierzęta stają się bardzo łatwo obiektem akcji prześladowczych. W przyrodzie niestety działa to tak, że ten który ucieka staje się ofiarą. Drugi kot natychmiast wyczuje i wykorzysta słabość. A koty jako drapieżniki lubią polowanie, lubią bawić się zwierzyną. W tym sensie bójki nie są najgorszym, co się może zdarzyć. Powinniśmy jednak zawsze wkraczać i rozładowywać napięcie, zanim koty zdołają ustalić, kto jest tym silniejszym, a kto słabszym, albo po prostu zrobić sobie krzywdę.
Relacje w grupie
Dorosłe koty żyjące razem w stabilnej grupie doskonale rozumieją, czym jest przestrzeń osobista. Wiedzą, że każdy z współ-domowników ma na nią inne zapotrzebowanie. Jedni lubią lizanki i spanie razem, inni wolą odległość i spokój. Koty przyzwyczajone do życia w grupie, wychowane z rodzeństwem, dobrze socjalizowane, rozumieją zachowania towarzyszy. Wiedzą, kto jest kumplem, a na kogo lepiej uważać. Do kogo można się połasić i o kogo otrzeć, z kim należy wymienić powitanie, a kto może sobie nie życzyć przejścia obok. Komu można odebrać miskę, z kim można jeść z niej razem, a kogo przy jedzeniu należy zostawić w spokoju. Tego skomplikowanego języka relacji musi się nauczyć przybysz. Koty formują przyjaźnie i alianse, jak również odczuwają animozje i niechęci. Mają najrozmaitsze charaktery i upodobania. Jedne są towarzyskie i lubią wymianę uprzejmości nosek-nosek, liźnięć i mizianek, inne wolą spokój indywidualisty, wyznaczają obszar, w którym czują się bezpiecznie i nie życzą sobie, żeby przekraczano jego granice. Inne jeszcze koty lubią zaczepiać towarzyszy, traktując ich jak obiekt do zabawy. Lubią przepychanki, boksowanki i gonitwy po mieszkaniu, nie przejmując się zbytnio tym, co sądzi o tym drugi kot. Oczywiście, chcielibyśmy, żeby koty polubiły się na tyle, żeby spały razem, wylizywały się i kochały. Ale sprawy raczej rzadko układają się w ten sposób. W moim gangu są koty, które lubią się na tyle, żeby świadczyć sobie usługi toaletowe, miziać się o siebie i przytulać do siebie. Inne nie życzą sobie takich poufałości i reszta doskonale wie, że należy to uszanować. Kiedy Królowa Michalina leży w przejściu, inny kot będzie raczej czekał, aż się przesunie, niż ryzykował przejście obok. Bo Królowa się nie patyczkuje i można zarobić łapą.
Kocie konfrontacje: zwarcie spojrzeń
Jeżeli nasz nowy domownik nie zamierza szanować kocich zasad, ale próbuje ustalać własne, musimy wkraczać. Może być i tak, że nasz rezydent albo rezydenci nie zamierzają wypracować kompromisu, ale postanowią dać przybyszowi do zrozumienia, że go tu nie chcą. Taka reakcja może się zdarzyć zwłaszcza, jeśli nasz rezydent był zawsze jedynakiem albo był kotem wcześnie odłączonym od matki i rodzeństwa. Przez lata samotnych rządów zapomniał podstawy kociego języka i nie potrafi czytać zachowań. W tej sytuacji my musimy przejąć rolę nauczyciela.
Koty akceptują autorytet opiekuna, nawet jeśli ich przewrotna natura skłania je do zabawy z nami i udawania, że nie rozumieją naszych intencji. Z maine coonami jest oczywiście dużo łatwiej, ich łagodny i otwarty charakter powoduje, że reagują na ludzkie sygnały wprost. Dla moich kotów “nie” znaczy “nie”. Nie udają, że nie rozumieją, ani nie próbują ze mną negocjować. Jeśli zanosi się na zwadę, a oczywiście w takiej dużej grupie jak moja dochodzi do różnego typu relacji, mój głos wystarczy, żeby napastnik odpuścił.
Koty z tendencją do dominacji mogą zawsze próbować wykorzystać przewagę i rozwinąć repertuar zachowań prześladowczych. Tego typu akcje powinniśmy wygaszać od razu. Wymiana łapoczynów oznacza, że koty potrafią się bronić. To dobrze, nie możemy jednak zostawić spraw w kocich łapach, licząc, że koty rozwiążą konflikt sami. Może tak być, po wymianie kilku ciosów koty się zwykle rozchodzą, tego typu zachowania mogą się jednak nasilać. Zawsze w takich sportach istnieje niebezpieczeństwo na przykład uszkodzenia rogówki (zadrapanie oka). Dlatego zwarcie należy przerywać. Agresora trzeba przywołać do porządku i zmusić do wycofania. Musi zrozumieć, że nie jest w domu najważniejszy i nie on tu rządzi.
Wkraczanie w bójkę, która się już rozpętała, jest niebezpieczne i na skuteczną interwencję jest już za późno. Przede wszystkim nie należy dopuszczać do zwarcia. Zanim do niego dojdzie, koty wysyłają mnóstwo sygnałów. Powinniśmy się nauczyć je czytać. Konfrontacja zaczyna się zwykle od wymiany spojrzeń, chociaż lepiej to nazwać wzrokowym zwarciem. Koty bowiem zaczynają wpatrywać się w siebie ze specyficzną intensywnością, jest to skupienie drapieżnika na ofiarze i możemy być pewni, że w przeciągu kilkunastu albo kilkunastu sekund dojdzie do ataku. Trzeba wtedy interweniować. Przede wszystkim należy przerwać to zwarcie spojrzeń, co można zrobić bardzo prosto, stając między kotami, a jeśli akcja odbywa się na łóżku albo na podłodze, wystarczy położyć pomiędzy coś, co rozdzieli koty i przerwie wpatrywanie się w siebie. Jeśli jednak to nie wystarczy, trzeba skłonić koty do rozejścia się. Pamiętajmy jednak, że zawsze zmuszamy do wycofania się stronę ofensywną. Stajemy między kotami, plecami do ofiary, twarzą do napastnika i każemy mu odejść. Jeżeli to nie wystarczy, zaczynamy iść w jego stronę, co powinno skłonić go do odsunięcia się i odpuszczenia.
Zwykle nasz głos i nasza postawa powinny rozwiązać sprawę. Jednak wiele osób ma z jednym i drugim problem. Mimo, że zabraniamy i denerwujemy się, nasze koty i psy, tak samo jak nasze dzieci czasami nic sobie z tego nie robią. Mamy problem z tym, co się nazywa autorytet. A to bardzo złożona sprawa. Może być naturalnym darem, ale może być też wypracowaną umiejętnością. Kiedy nauczyciel wchodzi do sali, w przypadku jednego klasa cichnie, innego uczniowie nawet nie zauważają. Czy ten drugi nie ma szans poradzić sobie z klasą? Ma, jak najbardziej, tylko musi zmienić postępowanie. A to wymaga świadomej refleksji i pracy. W biznesie szkoli się liderów, bo nie każdy rodzi się przywódcą. Nawet charyzma jest czymś, co można wypracować i czego uczą rozmaici trenerzy. W programach typu “Super niania“ rodzice dzieci sprawiających problemy, oprócz wielu innych technik, uczeni są również właściwej postawy i emisji głosu. Zmiana języka ciała i intonacji czynią zasadniczą różnicę i rozbrykane dzieci nareszcie zwracają uwagę na rodzica. Czegoś podobnego uczą psi behawioryści. Właścicielowi ukochane zwierzęta dosłownie wchodzą na głowę, tymczasem sama postawa trenera sprawia, że psy cichną i się uspokajają. To nie pies, ale opiekun jest szkolony, jak emanować siłą i opanowaniem. Dla nas to informacja, że musimy wykonać pracę nad samym. Liczy się świadomość i samokontrola. Musimy powściągnąć emocje, powściągnąć strach, a może nawet irytację i przejąć kontrolę za pomocą postawy i głosu wyrażających siłę oraz opanowanie.
Kocie konfrontacje: zwarcie fizyczne
A co jeśli bójka się już rozpętała? Wkraczanie między walczące koty grozi obrażeniami. Walczących kotów nie należy rozdzielać ręcznie ani przy pomocy żadnej innej części ciała. Koty należy zmusić do porzucenia walki bez naszej fizycznej w nią ingerencji. Na to musimy znaleźć odpowiedni sposób. Nie jestem zwolennikiem metod typu spray z wodą, ale wszystko jest lepsze nic niż bójka. Sposoby mogą być różne, najważniejsze jednak jest odwrócenie uwagi kotów od siebie nawzajem. Można spróbować rzucić w ich stronę coś miękkiego i bezpiecznego jak poduszka albo pluszowa zabawka, można spróbować również głośnego niespodziewanego dźwięku, można włączyć odkurzacz, jeśli jest pod ręką, można także sięgnąć po przedmiot, którego koty boją, u nas jest to na przykład miotła na kiju albo szeleszczące worki na śmieci. Papierowe torby są jeszcze lepsze.
Może nam się to nie podobać, ale jeśli nie pomagają inne próby odwrócenia uwagi, wystraszenie walczących jest skuteczną strategią, tworzy w mózgu skojarzenie, że starcie i atakowanie innego kota niesie nieprzyjemne skutki. Kiedy dochodzi do walki, uruchamiają się najbardziej pierwotne i drapieżne instynkty. Instynkty Żeby się przez to przebić, potrzebny jest silny bodziec. Kotom nie można wytłumaczyć spokojnie jak dzieciom, że nie należy się bić ani prześladować innych, nie załatwi tego również system nagród. Oczywiście musimy interweniować mądrze i z dużym wyczuciem, inaczej możemy eskalować przemoc. To bardzo ważne, bo agresja i napięcie może ulec projekcji na inne zwierzęta w domu. Ja sama dodaję sobie autorytetu jaśkiem w ręce. Ten jasiek tylko raz czy dwa poleciał w stronę walczących kotów. Teraz wystarczy sam jego widok. Zwykle jednak mój podniesiony głos załatwia sprawę.
W ciągu wielu lat współżycia z kotami przekonałam się, że rozumieją znacznie więcej niż nam się wydaje czy też niż ujawniają. Widzieliście pewnie nieraz psa, który zrobił coś złego i dostaje reprymendę. Na jego pysku naprawdę maluje się skrucha. Widać że rozumie, że jego opiekun jest zły i że otrzymuje burę od niego. Koty też to rozumieją. Nie będą oczywiście okazywać skruchy, bo mają inną naturę. Ale rozumieją nasz gniew. Wiedzą, że zrobiły coś, czego sobie nie życzymy. Potrafią, co więcej, przewidywać i wiedzą, że pewne zachowania wywołują skutki. Spośród całego mojego gangu jestem w stanie prawidłowo wytypować winowajcę, wnioskując z języka ciała i zachowania. Koty więc będą rozumieć, że zakazujemy bójek i nie godzimy się na akcję prześladowcze. Oczywiście naturalne instynkty będą dalej brać w górę w pewnych sytuacjach, ale przynajmniej napastnicy będą zdawać sobie z tego sprawę, że robią coś, czego im nie wolno. Wtedy odpowiedni ton głos powinien wystarczyć, żeby napastnik odpuścił.
Kotyfikacja przestrzeni
Właściwa aranżacja przestrzeni pomoże kotom żyć bezkolizyjnie. Im więcej będzie drapaków, legowisk i półek, tym bardziej poszerzy się kocia przestrzeń życiowa, a to rozładuje konflikty. Drapak być może nie jest najlepszą dekoracją salonu, ale posiadanie zwierząt wymaga poświęceń. Przy zakupie weźmy pod uwagę potrzeby i rozmiar naszych kotów. Wiele modeli drapaków nie nadaje się dla dużych ras, takich jak na przykład maine coony. Drapaki lubią być niestabilne, mieć zbyt małe wejścia do domków, czy niewygodny układ półek. Kupując drapak nie myślmy o tym, czy nam się podoba na zdjęciu, tylko jak będzie służył naszym kotom. Spójrzmy na niego kocimi oczami. Z mojego doświadczenia wynika, że koty najbardziej lubią zwijać się i układać do spania na okrągłych platformach z rantem. Dobrze sprawdzają się też długie słupki, dzięki którym koty mogą się rozciągnąć w całości.
Montując półki, zastanówmy się, czy koty będą miały do nich dogodny dostęp. Nie wszystkie koty są lekkie i skoczne, a starsze koty tracą sprawność z wiekiem. Pomoże wtedy system stopni pośrednich, możemy w tym celu wykorzystać meble. Przeglądając dość wąską wciąż na rynku ofertę półek, schodków i naściennych legowisk dla kotów, odnoszę wrażenie, że zdaniem producentów przeciętny nabywca ma w domu szalonego młodego dachowca albo lekką małą małpiatkę typu devon rex. Nieco starsze koty, koty ważące więcej niekoniecznie będą mieć ochotę na spacery po wiszących drabinkach albo wspinanie się po niewielkich stopniach. Może się bowiem zdarzyć, że nasze wysiłki pójdą na marne, a nasze dzieło na ścianie nie będzie użytkowane, a równocześnie konieczność szukania ucieczki i schronienia może skłonić nasze koty do wspinaczek na karnisze, szafy i okapy. Dlatego prawidłowa kotyfikacja przestrzeni jest bardzo ważna, aby zapewnić kotom miejsca, w których będą mogły czuć się bezpiecznie.
W domu powinny istnieć alternatywne ciągi komunikacyjne umożliwiające kotom mijanie się bezkolizyjne. Nie powinno być natomiast miejsc pułapek, gdzie jeden kot mógłby drugiego zapędzić w zasadzkę. Powinniśmy wtedy zaaranżować drugie zejście albo po prostu zagrodzić takie miejsce, przynajmniej tymczasowo. Warto monitorować sytuację i obserwować, w jakich miejscach i kiedy dochodzi do kocich zwad. Zmiana układu przestrzeni, dołożenie miejsc do wypoczynku, zaproponowanie kotom półek i tras po których mogliby się poruszać nad podłogą pomoże kształtować ich pokojowe relacje.
A co jeśli nie wychodzi?
Niewłaściwe wprowadzenie i przedłużający się stres może wywołać traumę i skutkować różnego rodzaju problemami nie tylko behawioralnymi, ale także zdrowotnymi. Koty mają podobno siedem żyć, być może są odporne fizyczne, ale są bardzo delikatne psychicznie. Stres może wywołać albo aktywować u nich uśpione choroby i wirusy, osłabić ich układ odpornościowy, wywołać problemy urologiczne, a także depresję.
Co zrobić, jeśli koty się nie tolerują? Można spróbować jeszcze raz socjalizacji z izolacją. Warto jednak zasięgnąć porady dobrego behawiorysty. Wizyta w naszym domu, naoczne ocenianie sytuacji, zachowań i relacji kotów może wnieść wiele nowego. Ale najważniejsi w tym procesie jesteśmy my sami. Powinniśmy czytać, pytać i słuchać rad. Z moich rozmów wynika jednak smutna konkluzja. Ludzie po pierwsze zupełnie nie rozumieją kotów i nie starają się zrozumieć specyficznego języka, jakim koty komunikują się nie tylko między sobą, ale także z nami. Po drugie, ludzie oczekują prostych i łatwych rozwiązań. Po kolejne oczekują szkolenia kota (większość pytań zaczyna się od: “jak nauczyć/oduczyć kota”…). Tymczasem w większości przypadków, żeby uzyskać pożądane zmiany, to my musimy zmodyfikować nasze postępowanie. Skonfrontowani z takim zaleceniem rozmówcy często reagują niezadowoleniem: “czyli to moja wina?” Nie jest to niczyja “wina”. Tylko brak wiedzy i doświadczenia. Kotów nie da się szkolić, zresztą nawet psi behawioryści uczą w wielu przypadkach ludzi, jak się zmienić własne postępowanie. W przypadku kotów, żeby przemodelować wspólne relacje, trzeba zrozumieć, jak nasze własne zachowanie wpływa na zachowanie naszych podopiecznych.
Mój gang
Bardzo często osoby obserwujące nasz profil na Facebooku i nasze codzienne życie pytają, jak to możliwe, że moje koty żyją tak szczęśliwie w tak dużej grupie i na tak niewielkiej przestrzeni. Po pierwsze i najważniejsze: to są maine coony. Koty łagodne, przyjacielskie i spokojnie. Lata selektywnej hodowli złagodziły ich naturalne instynkty. Nie są terytorialne, nie okazują zazdrości, ani agresji. Nie są też tak aktywne, pełne energii, gibkie ani sprawne jak dachowce. Są zrównoważone, cierpliwe i delikatne. Wychowane w dobrej hodowli, są odpowiednio socjalizowane i przyzwyczajone do życia w grupie. To bardzo ważne, ponieważ dorastając w stadzie mogły nauczyć się kociego języka i współżycia z innymi. Dlatego patrząc na naszą rodzinę nie należy odnosić do naszych doświadczeń do współżycia z innymi kotami. Szczególnie jeśli mowa o dachowcach z ulicy, kotach fundacyjnych albo ze schroniska, które mają za sobą trudną albo nieznaną przeszłość. Czy gangusy są szczęśliwe żyjąc ze mną w mieszkaniu? Absolutnie. Czy poleciłabym nasz styl życia? Tu muszę się zawahać. Moja szczęśliwa kocia rodzina jest fenomenem. Jest wynikiem mojej wiedzy, wieloletniego doświadczenia z kotami i umiejętności ich rozumienia. Jest również wynikiem mojej pasji i bezbrzeżnej miłości do kotów, które są absolutnym priorytetem w moim życiu i centrum mojego świata.
Dlatego zawsze doradzam mądre rozważenie decyzji o dokoceniu i przygotowanie się do tego procesu, zdobycie wiedzy, zasięgnięcie opinii, a przede wszystkim odpowiedź na pytanie do jakiego stopnia jesteśmy gotowi do pracy i poświęceń, jeżeli sprawy nie ułożą się po naszej myśli.