
Czy ma pani kotka do oddania?
Czy one mają coś z majkuna?
Jak pani sobie radzi z taką gromadką?
Jak sobie pani radzi z sierścią i wyczesywaniem kotów?
Tyle kotów razem?
Czy między kotami są konflikty?
Czy tam śmierdzi/jest bałagan?
Co pani robi z kotkami, kiedy wyjeżdża?
Czy one wychodzą?
A co będzie, jak zachorują?
Ale czemu aż tyle?
Co jedzą pani kotki?
Czy ma pani kotka do oddania?
To pytanie słyszę bardzo często. Nie jestem hodowcą, nie rozmnażam kotów, nie jestem domem tymczasowym. Wszystkie koty to moje ukochane dzieci. Nie przygarniam też kotów, ani nie mam kotów do adopcji. To są moje własne koty, ukochane, uwielbiane, wypieszczone i oczywiście wykastrowane.
Czy one mają coś z majkuna?
To są maine coony (“majkun” to raczej niefortunne spolszczenie tej nazwy) rodowodowe i pochodzące z hodowli należących do FPL (Felis Polonia). Podkreślam to nie z powodów snobistycznych, ale dlatego, że na sercu leży mi dobrostan zwierząt i tej pięknej rasy. Nie popieram kupowania kotów w “typie rasy”, zwierząt z pseudohodowli, ani hodowli ze stowarzyszeń nie należących do międzynarodowych organizacji (FPL należy do FIFe). Popieram odpowiedzialne rozmnażanie zwierząt albo ich kastrację. Kot z puchatym ogonem nabyty za okazyjną cenę to kot, który może być obciążony chorobami genetycznymi, który dorastał w niesprzątanym mieszkaniu albo piwnicy mając sporadyczny kontakt z ludźmi.
Jak pani sobie radzi z taką gromadką?
Bez problemu. Mam to, co kocham. Pracuję w domu, więc na bieżąco ogarniam sytuację. Maine coony to inna kategoria kota. Są łagodne spokojne i bezproblemowe. Posłuszne, cierpliwe i pozbawione destrukcyjnych instynktów. Najtrudniejszy, przyznaję, jest aspekt finansowy. Jedzenie, żwirek – kosztuje bardzo dużo, nie mówiąc o problemach zdrowotnych.
Jak sobie pani radzi z sierścią i wyczesywaniem kotów?
Na bieżąco przy mizianiu i pieszczotach, czeszę tyle na tyle, ile się da. Sprawdzam, czy nie tworzą się kołtunki. Niektórzy protestują, ale sposobem zawsze wyczeszę, co trzeba. Nie jeżdżę do groomera. Uważałam to za niepotrzebny stres, chociaż na pewno w pewnych przypadkach jest to nieodzowne. Co zaś do kudełków w domu, sierść mco przypomina watę, jest łatwiejsza do usunięcia niż sierść dachowców albo psów. Mam odkurzacz pionowy, który idzie w ruch kilka razy dziennie oraz gumową szczotkę do ściągania sierści z mebli. Ubrania? Wybieram materiały, kolory i wzory, na których nie widać sierści.
Tyle kotów razem?
Są szczęśliwe. Mają drapaki, drzewa, półki i legowiska, które tworzą całą kociostradę. Mieszkanie jest urządzone pod ich potrzeby. Mają także skotyfikowany balkon, a dookoła jest bardzo dużo drzew i ptaków. Poza tym to koty dość mało aktywne, spokojne i wyluzowane. Czy ciągnie je wolność? Absolutnie nie. Na klatkę wychodzą tylko niektóre i tylko na powitanie przychodzących. Ucieczek nie ma.
Czy między kotami są konflikty?
Moje koty stanowią stabilne i dobrze zintegrowane grupę. Panują w niej określone relacje, najważniejsza jest Królowa Michalina i Prezes Edi. Wpływają na to zarówno ich rozmiary, jak i silna osobowość. Stado jest zawsze strukturą dynamiczną, relacje się zmieniają, zdarzają się zwady, łapoczyny i bójki. Trzeba odróżniać, które z tych zachowań są nieodzowną częścią kociego życia społecznego, a które mogą się utrwalić i przerodzić się w akcje prześladowcze. Wtedy potrzebna jest interwencja. Ogromną rolę w tworzeniu właściwych relacji między kotami odgrywa moja świadomość i doświadczenie. Posiadanie takiej bandy to nie jest pomysł dla początkujących.
Czy tam śmierdzi/jest bałagan?
Każdy, kto sam miał kota, wie, że koty nie śmierdzą, śmierdzi tylko nieposprzątana kuweta. A nawet kiedy moja cukrzycowa dachowa seniorka posikiwała po domu, też nie śmierdziało, bo jak się sprząta, to nie śmierdzi i na rynku jest mnóstwo środków do neutralizowania zapachu moczu. Moje mańki są porządne pod tym względem i bardzo zdyscyplinowane. No więc nie śmierdzi i jest porządek. Najlepszym dowodem jest fakt, że w moim w domu odbywają się lekcje (angielski) i przychodzi codziennie wiele ludzi.
Co pani robi z kotkami, kiedy wyjeżdża?
Nie wyjeżdżam. Nie tylko z powodu kotów. Pracuję również w domu. Mój styl życia jest specyficzny i dlatego mogę mieć tak dużą kocią rodzinę.
Czy one wychodzą?
Nie wychodzą, kotów nie należy wypuszczać, a już na pewno nie takie. Czy w takim razie chodzą na spacery na smyczy? Nie. Postanowiłam ich tego nie uczyć. Wyprowadzanie kotów, zwłaszcza w środku miasta, zawsze niesie ze sobą wiele różnych ryzyk. Uważam, że są szczęśliwe obserwując świat z balkonu. Świat zewnętrzny interesuje je umiarkowanie.
A co będzie, jak zachorują?
Współpracuję od wielu lat z Kliniką Arka w Krakowie. Znamy się bardzo dobrze, wiem, że mogę im ufać, a także brać czynny udział w procesie leczenia moich kotów i podejmowania medycznych decyzji. Moje koty uczestniczą tam także w programie krwiodawstwa.
Ale czemu aż tyle?
Zawsze kochałam zwierzęta, ale nie mogłam ich mieć, albo mieć ich tyle, ile chciałam. Najpierw bo rodzice, potem bo głos rozsądku i społeczne normy. Potem miałam dwa dachowce, trudne i wymagające, więc też wiedziałam, że nie powinnam brać kolejnego kota. Maine coony zachwyciły mnie swoim łagodnym i przyjacielskim charakterem. Przy maine coonach dokocenie udaje się bez problemu. No i chyba w końcu osiągnęłam taki moment w życiu, kiedy przestałam się oglądać na to, co myślą i powiedzą ludzie Uwielbiam moje koty, są miłością mojego życia. Każdy z nich dostaje tyle samo miłości, troski i uwagi, każdy jest traktowany jest jakby był jedyny.
Co jedzą pani kotki?
Karmę bezzbożową dobrej jakości. Jedzą generalnie puszki, także w postaci filetów, ale dostają też trochę karmy suchej. Robimy zakupy w Zooplusie, Robiąc zakupy przez ten link pomagasz: https://tidd.ly/3X9ZL7P Grosik idzie dla nas.