

Maine coon – historia i pula genetyczna
Planując zakup maine coona, trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że to nie jest najzdrowsza rasa. Istnieją rasy obciążone poważniejszymi problemami, na pewno jednak maine coony nie mogą równać się odporności dachowców, czyli kotów rasy europejskiej, które wciąż rozmnażają się w zgodzie z prawami doboru naturalnego. Podwórkowy albo schroniskowy kot, którego zapraszamy do naszego życia i domu jest produktem wielu wieków walki o byt swoich przodków. Jego dziedzictwo genetyczne jest wynikiem selekcji najlepszych i najodporniejszych genów. Kiedyś w ten sposób wyewoluowały również maine coony.
Maine coon to jedna z tak zwanych ras pierwotnych, czyli ukształtowana przez naturę i środowisko, a nie stworzona przez człowieka. Nie jest to jednak cała prawda. Pierwotne maine coony żyły w śnieżnych lasach amerykańskiego stanu Maine. Swoje cechy, takie jak gruby kościec, gęste futro i kępy włosów między palcami chroniące opuszki przed zimnej zawdzięczają naturalnej selekcji genów kotów przywiezionych kiedyś z Europy. Podobne warunki geograficzne i klimatyczne, w których żyły, odpowiadają za ich podobieństwo do kotów norweskich albo syberyjskich. Nie wykazują natomiast z nimi pokrewieństwa genetycznego.
Maine coony zdobyły popularność w XIX-wiecznej Ameryce jako zwierzęta trzymane na farmach. Były to “koty pracujące”, cenione z uwagi na swoje zdolności łowieckie. Ceniono jednak również ich towarzyski i spokojny charakter, stały się więc zwierzętami domowymi. Maine coony zaczęto więc hodować oraz rozmnażać, a najpiękniejsze brały udział w wystawach, na których zdobywały nagrody. Jednak na początku XX wieku popularność maine coonów spadła i zainteresowanie przeniosło się na inne rasy importowane z Europy. Odbudowę tej rasy i jej ponowną popularyzację zawdzięczamy kilku pasjonatom, a właściwie pasjonatkom. W drugiej połowie XX zaczęto wyszukiwać osobniki w typie rasy już wtedy w różnych amerykańskich stanach i na ich podstawie stworzono rasę niemal od nowa. U podstaw współczesnej wersji maine coonów jest tak zwana Wielka Piątka, pięć wyselekcjonowanych kotów. Co ciekawe, tylko jeden z tych kotów pochodził naprawdę ze stanu Maine. Dwa z nich pochodziły z Nowego Jorku, jeden ze stanu Maryland. Na zdjęciach zobaczyć cztery spośród Wielkiej Piątki, niestety zdjęcie piątego, prawdziwego mieszkańca stanu Maine, nie przetrwało.
Co to oznacza dla nas? Niewątpliwie ograniczoną pulę genetyczną. Szacuje się, że około 70% żyjących współcześnie maine coonów ma u podstawy swojego drzewa genealogicznego pięć kotów założycieli. Warto dodać, że dwa z nich to matka i syn. Ale to nie wszystko. 30 – 35% współczesnych maine coonów pochodzi od pary rodzeństwa, tak zwanych „klonów”, którą łączono i wielokrotnie rozmnażano, bo dawała wyjątkowo piękne kocięta. To oznacza in-bred (chów wsobny, kojarzenie ze sobą blisko spokrewnionych osobników) w celu utrwalenia pożądanych cech. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni rodowodzie naszych kotów. A to jeszcze gorsza wiadomość dla nas, bo różnorodność genetyczna to lepszy i bardziej wydajny układ immunologiczny. Testy genetyczne w kierunku HCM (kardiomiopatia przerostowa serca) wprowadzone po roku 2000 ujawniły obecność tego genu wśród około 30% ówczesnej populacji maine coonów. Eliminacja z hodowli tych linii przyczyniła się do kolejnego zubożenia puli genetycznej rasy.
W Stanach, ale także w Niemczech hodowcy podejmowali i podejmują wysiłki w celu wzbogacenia puli genetycznej maine coonów. Do istniejących linii hodowlanych włącza się naturalnie występujące osobniki o dobrych cechach. Takie koty wciąż można odnaleźć na amerykańskich farmach. Tego typu działania są ważne z punktu widzenia dobrostanu rasy. Jest to jednak trudna hodowlana praca, ponieważ tak powstałe nowe linie nie mają imponujących cech zewnętrznych, a czasami mogą nawet nie przystawać do współczesnego wzorca rasy. Więcej na ten temat w artykule The Maine Coon History in 9 Short Chapters.
Maine coony w Stanach wciąż przypominają swoich przodków, którzy dawno temu zamieszkiwali stan Maine. W Europie sprawy mają się inaczej. Rasa, uznana przez FIFe w 1983, w ciągu ostatnich dziesięcioleci zmieniła się diametralnie (aczkolwiek nie zmienił się znacząco standard rasy wyznaczany przez międzynarodowe organizacje). Tak zwany stary typ już prawie nie istnieje. Stary typ, najprościej mówiąc, podobny był do kota europejskiego, miał dłuższe futro bardziej puchaty ogon, inne trochę uszy uszy i mniej wyrazisty „stop”. Współczesne maine coony mają uszy królika, pysk wilka i wielkie malarskie pędzle. Maine coony rosną, a wraz z nimi rosną rozmiary ich kufy, uszu, głowy i łapy. Praca hodowlana nastawiona jest przede wszystkim na kształtowanie specyficznych cech wyglądu, zdrowie w tym wszystkim jest na dalszym planie. Po części odpowiedzialni są za to sami kupujący, nakręcający koniunkturę na koty z przejaskrawionymi cechami rasy.
Kupując maine coona warto poświęcić chwilę na przestudiowanie jego rodowodu. Rodowody są dostępne na stronie Biura Rodowodowego FPL. Na dole każdego rodowodu znajduje się współczynnik inbredu Wrighta (IC) oraz współczynnik utraty przodków (AVK). Dla nas będzie lepiej, jeżeli wartości będą bliższe temu, co uznaje się za ideał, czyli wartości IC=0 a AVK=100.
Badania genetyczne
No dobrze, ale przecież w hodowlach wykonuje się badania genetyczne. Czy one nie gwarantują zdrowia naszego pupila? To niestety nie jest takie proste. Badania genetyczne dotyczą zaledwie kilku chorób, w przypadku których można było wytypować odpowiedzialne geny i stworzyć komercyjne testy. Za całe mnóstwo dolegliwości i problemów zdrowotnych odpowiada skomplikowana kompozycja czynników, zarówno genetycznych, rozwojowych, jak i środowiskowych. Trzeba o tym pamiętać, kiedy na nasze pytanie: ale skąd to się bierze? lekarz odpowie, że to „genetyczne”. Bo będzie to wyraz bezradności raczej niż wiedzy. I nie znaczy to, że mamy za chorobę naszego kota winić hodowcę. Pamiętajmy więc, że wykonanie więc typowych badań genetycznych daje pewność jedynie co do kilku chorób i kilku genów. A i tak nie jest zawsze.
Najbardziej znana genetyczna choroba maine coonów, czyli kardiomiopatia przerostowa serca, może wystąpić pomimo negatywnego wyniku testu. Za jej rozwój odpowiada bowiem wiele czynników. Tak naprawdę nie wiemy, dlaczego koty rozwijają tą chorobę. Fakt więc, że mamy kota N/N, albo, że N/N byli jego rodzice, nie powinno dawać nam fałszywego poczucia bezpieczeństwa. Tylko regularna kontrola w postaci USG serca daje nam wgląd w to, co się dzieje organizmie naszego kota.
Sprawa badań obrosła wieloma innymi nieporozumieniami. Po pierwsze badania dotyczą rodziców, nie samych kociąt. Kocięta nie przechodzą badań innych niż badania ogólne (wizyta u weterynarza). Nie są to jednak tylko testy genetyczne. Dobry hodowca dba o to, żeby rozmnażać zdrowe osobniki, dotyczy to nie tylko badań, ale śledzenia całej historii medycznej danej linii. Jakie więc badania powinni mieć rodzice kociąt? Z panelu genetycznego HCM (kardiomiopatia przerostowa) PKDef, (niedobór kinazy pirogronianowej), SMA (rdzeniowy zanik mięśni). Jednak jeszcze ważniejsze jest echo serca oraz usg nerek (ta rasa obciążona jest skłonnością do wielotorbielowatości nerek). Warto zapytać również o częstotliwość wykonywania tych badań w hodowli, powinny być wykonywane co 1-1,5 roku.
Możemy poprosić o wgląd do umowy i zobaczyć, jak ujęte są tam kwestie wystąpienia ewentualnych problemów. Zazwyczaj mamy do trzech dni na sprawdzenie ogólnego stanu zdrowia kotka u weterynarza. Hodowca zwykle gwarantuje, że hodowla jest wolna od FIV (wirusa kociego zespołu nabytego niedoboru odporności) oraz FeLV (kocia białaczka). Kotek nie powinien mieć żadnego wycieku z nosa ani oczu, możemy (i nawet powinniśmy) zanieść kał na pasożyty (cały panel z gardią i kokcydiami). Pasożyty niestety zdarzają się w najlepszych hodowlach. Pamiętajmy, że inne problemy zdrowotne mogą wystąpić i hodowla nie ma na to wpływu, np nowotwory. To samo dotyczy częstego problemu u maine coonów, czyli zapalenia dziąseł (aczkolwiek możemy zapytać o historię w rodzinie). FIP natomiast, najstraszniejsza choroba wirusowa, chodzi wciąż niezbadanymi ścieżkami. Nieprawda jest natomiast, że ta rasa ma do niej jakieś szczególne predyspozycje, co można wyczytać w internecie. Pamiętajmy również, że oprócz rutynowych kontroli u weterynarza i kalendarza dalszych szczepień należy wykonywać echo serca co 1-2 lata w zgodzie z konkretnymi zaleceniami lekarza.
Potencjalne problemy
Nasz bilans wygląda następująco: sześć operacji, w tym cztery zabiegi dentystyczne, wgłobienie jelita, wada serca, obustronne złuszczenie głowy kości udowej oraz FIP. Do tego muszę dopisać nawracające zapalenia krtani i migdałków, biegunki, trzy rodzaje pasożytów, inwazyjną grzybicę, epidemie kociego kataru, herpes wirus, kaliciwirus oraz mykoplazma. Dalej problemy autoimmunologiczne: plazmocytarne zapalenie opuszków i wrzód eozynofilowy. Dla jasności: wszystkie moje koty pochodzą ze sprawdzonych i starannie wybranych hodowli i podobno ze zdrowych linii.
Pasożyty
Niewygodną prawdą jest ich obecność w hodowlach. Tabletka na odrobaczenie wcale nie załatwia sprawy. Jeszcze trudniejszą sprawą jest usunięcie jaj i oocyst z domu. Bywają odporne na typowe środki odkażające i giną tylko pod wpływem wysokiej temperatury. Przeżywalność niektórych w środowisku sięga dwóch lat. Dorosłe koty bywają bezobjawowymi nosicielami. Dopiszmy do tego fakt, że w wielu hodowców ma w domu również psy, a te mają kontakt z patogenami zewnętrznymi. Nie wierzmy więc zapewnieniom, że nasz kociak był odrobaczony. Na pewno był. Standardową tabletką. Tabletki na odrobaczanie dają złudne poczucie bezpieczeństwa. Wiele rodzajów pasożytów, jeśli dojdzie do infekcji, wymaga długiego i celowanego leczenia. Dlatego od razu po przywiezieniu kota do domu powinniśmy zanieść próbkę kału do analizy na wszystkie możliwe rodzaje pasożytów. Powinny nas również zaniepokoić miękkie i śmierdzące kupy.
Biegunki
Maine coony generalnie mają bardzo wrażliwy układ pokarmowy. Każdorazowa zmiana karmy, albo nawet jej wariantu smakowego smaku, może skutkować rozwolnieniem. Małe kocięta powinny jeść początkowo to, co jadły w hodowli, nawet jeśli nie utożsamiamy się z daną filozofią żywienia. Zmiany powinniśmy wprowadzać bardzo powoli. U nas miękkie kupy były zmorą co najmniej do osiągnięcia pierwszego roku, a i teraz się zdarzają z trudnych do ustalenia względów (nic się nie zmieniło, ta sama karma, ta sama nawet dostawa). Pamiętajmy, że w przypadku maine coonów nie sprawdzą się praktyki w stylu: nie dostanie, dopóki nie zje tego, co na misce. Prosimy się o kłopoty. Niedojedzone jedzenie powinno być usuwane z misek. Maine coony powinny również dostawać dobrą jakościowo karmę i chodzenie na skróty, czyli do pobliskiego supermarketu też nie wyjdzie nam na dobre. Biegunki mogą mieć jednak również swoje źródło w nietolerancji pokarmowej albo w IBD (nieswoiste zapalenie jelit), a to oznacza konieczność wprowadzenia specjalistycznej diety.
Nietolerancja pokarmowa albo alergia pokarmowa
To bardzo częste przypadłości wśród kotów różnych ras jak i nierasowych. Nietolerancję często mylimy z alergią. W przypadku nietolerancji nie dochodzi do pobudzenia układu immunologicznego. Objawy pojawiają się od razu po spożyciu pokarmu i dotyczą problemów gastrycznych, spowodowanych niezdolnością organizmu do właściwego trawienia określonych składników. Mogą to być biegunki, wymioty, wzdęcia, gazy. W przypadku alergii pokarmowej mamy do czynienia z aktywizacją układu immunologicznego w odpowiedzi na kontakt z alergenem, którym jest jakiś składnik w pokarmie. Odpowiedź organizmu jest późniejsza i bardziej złożona. Są to przede wszystkim reakcje skórne, drapanie się szczególnie w okolicach głowy i szyi, ale też matowa sierść, i znacznie mniej kojarzące się z problemami gastrycznymi objawy takie jak: wydzielina z nosa i problemy z uszami. W obu przypadkach rozwiązaniem jest prowadzenie diety eliminacyjnej. Ustalenie czynnika wywołującego problemy jest często trudne. Możemy winić chemię albo zboża obecne w diecie naszego kota, ale bardzo często alergia pokarmowa (tak samo jak nietolerancja) dotyczy określonego źródła białka. Statystycznie zapewne najczęściej jest to kurczak, ale może być to każde inne białko, na przykład ryby. Zwykle najlepiej tolerowany jest królik, można także próbować karmę z jagnięciną, kaczką, dziczyzną. W każdym przypadku właściwym postępowaniem jest wprowadzenie karmy monobiałkowej. Cóż, kiedy jeden z moich dachowców miał alergię na białko w każdej postaci. Mogła jeść tylko wysoko przetworzone karmy suche.
Zatwardzenia
Bardziej jednak niż do biegunek, maine coony są predysponowane do zaparć. Zmniejszona perystaltyka jelit jest częstym problemem tej rasy. Maine coony mogą cierpieć na nawracające i wielodniowe zaparcia wymagające interwencji weterynaryjnej. Zatwardzenie związane z niewłaściwą pracą jelit to jedno. Często jednak przyczyną może być obce ciało blokujące przewód pokarmowy. Dlatego jeśli nasz kot od dwóch dni nie był w kuwecie, konieczna jest wizyta u weterynarza, a być może także diagnostyka obrazowa (RTG, USG). Możliwe, że nasz kot coś połknął, ale u kotów długowłosych albo pół długowłosych, jakimi są maine coony, częstą przyczyną jest zakłaczenie. Mogą to być kule włosowe w żołądku, ale także na każdym innym etapie przewodu pokarmowego. Dobrym pomysłem na stałe jest wprowadzenie do diety naszego kota jakiegoś źródła błonnika, hodowcy polecają gotowaną dynię. Możemy także podawać pastę odkłaczającą. Na rynku jest wiele ich rodzajów, warto wybierać marki weterynaryjne, a nie marki komercyjnych karm.
Wgłobienie jelita
Dysfunkcyjna perystaltyka może prowadzić do jeszcze poważniejszego problemu. Jest nim wgłobienie jelita (jelito teleskopowo wsuwa się w siebie). Jest to potencjalnie śmiertelna przypadłość, wymagająca natychmiastowej interwencji chirurgicznej. Czasami udaje się odprowadzenie wgłobienia przez powłoki brzuszne, częściej jednak konieczna jest operacja. W jej przebiegu może wystarczyć odprowadzenie wgłobienia (rozprostowanie jelita), jednak często konieczna jest resekcja odcinka jelita dotkniętego procesem martwiczym. Po takiej operacji nasz kot może mieć problemy z wchłanianiem. Wtedy konieczna jest kontrola poziomu witaminy B12, a być może także wprowadzenie specjalistycznych karm albo odżywek. U nas sprawdziło się bardzo dobrze BB Recovery. Niestety wgłobienie może się powtórzyć i dlatego nie możemy tracić czujności i reagować natychmiast, jeśli coś nas niepokoi. Objawami wgłobienia są tak zwane „wymioty fontannowe”. Wyglądają zupełnie inaczej niż rutynowe kocie pawie. Nazwa pochodzi stąd, że treść wytryskuje z kota pod ciśnieniem. Ważniejsze jest jednak to, że wymioty pochodzą z odcinka jelitowego, dlatego mają kolor brązowy i bardzo nieprzyjemny zapach. Kot przestaje jeść, ale u nas ogólne samopoczucie było bardzo dobre. W ciągu półtora dnia doszło do martwicy sporego kawałka jelita, a kot był wciąż w dobrej formie, nie okazywał tkliwości przy badaniu. Jest to więc podstępna i potencjalnie śmiertelna przypadłość. Przyczyny wgłobień nie są jasne, ale problem ten pojawia się najczęściej u młodych osobników. Dlatego bardzo ważne jest postępowanie w zgodzie z zaleceniami hodowcy i niezmienianie karmy, przynajmniej na początku, a jeśli chcemy to zrobić, to stopniowo.
Zapalenie dziąseł
Zapalenie dziąseł to bardzo częsta dolegliwość maine coonów. Może pojawić się bardzo wcześnie, w trakcie wymiany zębów na stałe. Opuchnięcie i zaczerwienienie dziąseł powinno ustąpić po kilku tygodniach, ale często rozwija się w stan chroniczny. Zapalenie dziąseł to wynik wielu czynników, są wśród nich niewłaściwa reakcja układu odpornościowego na bakterie namnażające się płytce oraz kamieniu nazębnym, ale także stany zapalne związane z obecnością herpes wirusa albo kaliciwirusa. Nie powinniśmy czekać na pojawienie się objawów, takich jak niechęć do jedzenia, krwawienie dziąseł, ślinienie się, wyraźny dyskomfort. Dziąsła trzeba oglądać regularnie. Nie powinny być zaczerwienione. Czerwone obwódki powinny być dla nas sygnałem, że konieczna jest wizyta u weterynarza. Nawet jeżeli nasz kot je i nie sygnalizuje dyskomfortu, stany zapalne dziąseł mogą rzutować na stan całego organizmu. Leczenie niestety jest trudne i żmudne. Wymaga zaangażowania ze strony właściciela (czyszczenie zębów), a bardzo często również przeprowadzenia zabiegu chirurgicznego w postaci usunięcia kamienia, laseroplastyki dziąseł, a czasami również ekstrakcji zębów w miejscach zajętych stanem zapalnym. Skrajnych przypadkach stosuje się zabieg usunięcia wszystkich zębów, co daje bardzo duże szanse wycofania się zupełnego stanu zapalnego. Niestety tego typu zabiegi są drogie, a nasz maine coon na pewno wcześniej czy później będzie ich wymagał. Powinniśmy wziąć to pod uwagę.
Plazmocytarne zapalenie opuszków
To bardzo rzadka choroba, z którą weterynarz styka się na tyle rzadko, że może jej nie zdiagnozować dobrze. Pojawiła się jednak u dwóch z moich maine coonów, a znam też co najmniej kilka innych przypadków. Wygląda więc na to że rasa ma do niej skłonność. Jest to choroba autoimmunologiczna związana z nieprawidłową odpowiedzią układu immunologicznego na rozmaite czynniki. U nas przyczyną była dieta, konkretnie sucha karma. Choroba zaczynała się od pojawienia się na opuszkach zrogowaceń i łusek. Łapy zaczynały pękać i wdawał się stan zapalny i pojawiała opuchlizna. Leczenie polega na podawaniu leków sterydowych oraz/albo immunosupresyjnych (cyklosporyna). Dobrze jeżeli sterydy da się stosować miejscowo. Ja starałam się nakładać odrobinę płynu na łapę kiedy kot spał, co zwiększało prawdopodobieństwo, że wchłonie się, zanim kot się wyliże. Stosowanie zewnętrzne jest mniej obciążające dla organizmu niż podawanie leków doustnych. Wykryta odpowiednio wcześnie choroba daje się bardzo dobrze leczyć i u nas ustępowała po dwóch tygodniach. Kluczowa jednak jest ustalenie czynników ją wywołującego. W literaturze można przeczytać, że choroba ma charakter okresowy i nawracający. U nas wydaje się że po kilku nawrotach minęła na dobre.
Wrzód eozynofilowy
Jest to kolejna choroba związana z nieprawidłową odpowiedzią układu immunologicznego. Jest częścią tak zwanego zespołu eozynofilowego (innymi postaciami są płytka eozynofilowa i ziarniak liniowy). Jej objawem jest tworzenie się miejscowego stanu zapalnego na wardze albo wewnątrz jamy ustnej przypominającego wrzód. Leczenie polega na podawaniu sterydów albo środków immunosupresyjnych (cyklosporyna). W przeciwieństwie do plazmocytarnego zapalenia opuszków niemożliwe jest raczej podawanie miejscowe z uwagi na lokalizację zmian. U nas znowu przyczyną była sucha karma. Zmiany pojawiały się natychmiast po spożyciu nawet kilku chrupek. Być może choroba była związana z młodym wiekiem kota i nie w pełni jeszcze prawidłowo funkcjonującym układem immunologicznym. W tej chwili chorobowe wycofała się na tyle, że pacjent może jeść suche, jednak wszelkiego rodzaju przysmaki i smaczki wywołują jej nawrót.
Złuszczenie głowy kości udowej
Maine coony mają predyspozycje do problemów ortopedycznych. Ma to związek z ich dużymi rozmiarami i szybkim wzrostem. Złuszczenie głowy kości udowej to wada rozwojowa. Może pojawić się w wyniku tak zwanego skoku wzrostu, a także pod wpływem czynników hormonalnych. Do do jej powstania przyczynia się również waga kota. Złuszczenie głowy kości udowej to dosłownie oddzielenie się kawałka kości. U dzieci i ludzi leczy się je za pomocą zespolenia oderwanego kawałka. U kotów raczej się nie przeprowadza tego typu operacji. Najczęściej stosowaną procedurą jest resekcja głowy kości, czyli operacyjne usunięcie jej kawałka. W wyniku takiej operacji powstaje tak zwany „staw rzekomy”, miejsce po usuniętej kości organizm wypełnia tkanką łączną. Zwykle taka operacja daje dobre wyniki i przywraca sprawność.
Dysplazja stawu biodrowego
Jest to częsta przypadłość u maine coonów i ma charakter dziedziczny. Osobniki obciążone tą wadą nie powinny być rozmnażane. Rzecz w tym, że niektóre koty mogą być bezobjawowymi nosicielami genu, dlatego zapewnienia o zdrowiu rodziców nie jest dla nas gwarancją. Ważniejsze jest to, czy hodowca śledzi całą historię medyczną danej linii. Koty bardzo dobrze ukrywają choroby. Na wczesnym etapie dysplazja może nie zwrócić naszej uwagi. Powinniśmy jednak być wyczuleni na zmianę w chodzie naszego kota, a szczególnie kiedy wydaje nam się on inny od chodu pozostałych zwierząt w domu. Choroba można na początku kontrolować leczeniem zachowawczym, ale rozwiązaniem zwykle jest zabieg operacyjny.
Entropium
Entropium to zawijanie się powiek do wewnątrz, co prowadzi do podrażniania rogówki włosami rosnącymi na powiekach. Entropium może być pierwotne lub wtórne. Pierwotne jest wadą wrodzoną o podłożu genetycznym. Jako taka powinno być eliminowane z hodowli. Entropium wtórne pojawia się jako powikłanie innych chorób oka. Jest to wywinięcie spastyczne, wynikające z bólu lub entropium bliznowate, wynikające z blizny powstałej w okolicy oka. Może pojawić się po przebytej infekcji. Wtedy nie możemy w żaden sposób dopatrywać się przyczyn w hodowli. Wada ta wymaga zwykle operacji.
Odporność
Maine coon jak każde zwierzęta rasowe są delikatne. Moje dwa dachowce w ciągu kilkunastu lat życia nie przechodziły żadnych infekcji ani przeziębień. Moje maine coony przeszły już kilka zapaleń krtani, migdałków i katarków. W którymś momencie mieliśmy prawdziwą epidemię, kiedy chore były prawie wszystkie koty. Były wtedy już co najmniej trzy razy zaszczepione typową szczepionką, między innymi na koci katar. Każde wyjście na balkon w chłodniejszy dzień kończyło się kichaniem. Od tamtej pory staram się hartować koty i wypuszczać je na chwilę na balkon nawet w chłodne dni, właściwie przez cały rok. Uważam na to, co zostaje na miskach. Jeśli koty nie zjedzą posiłku, usuwam resztki. Jeśli tego nie zrobię, wiem, że będą miękkie kupy. Nie zmieniam także karmy często i trzymam się tych samych marek. Bardzo rzadko podaje smaczki, ponieważ prawie zawsze wywołują problemy gastrologiczne albo skórne. Musimy sobie również dawać sprawę z tego, że możliwy jest transfer różnego rodzaju wirusów, szczególnie oddechowych, z człowieka na kota. W okresie epidemii covidu były przypadki transferu koronawirusa, który dla kotów może być śmiertelny. Uważność w tej kwestii dotyczyć powinna odwiedzających nas ludzi. Dlatego też w wielu hodowlach nie przyjmuje się gości albo przyjmuje się tylko wizyty po drugim szczepieniu kociąt.
Podsumowanie
Decydując się na zakup maine coona, powinniśmy być świadomi przede wszystkim wydatków, jakie wiążą się z opieką nad nim. Wydatki zaczynają się od specyficznych potrzeb tej rasy. Dla maine coona nie kupimy najtańszego drapaka ani supermarketowej karmy. Oczywiście choroby to nie tylko wydatki pieniężne, ale także emocje i nerwy. Posiadanie zwierzęcia zawsze łączy się z przeżywaniem jego chorób i problemów. Każda miłość niesie w sobie ryzyko cierpienia. Zwierzęta rasowe w ogóle, dotyczy to także psów, są delikatniejsze i bardziej podatne na choroby. Dachowce z kolei są odporniejsze, ale bardzo często start w życie w złych warunkach wyposaża je w problemy na dalsze lata. Głód, zaniedbanie, izolacja od ludzi i nawet dorastanie w schronisku czy fundacji może przekładać się na problemy zdrowotne i przede wszystkim behawioralne. Najgorszą decyzją niewątpliwie, jaką możemy podjąć, jest wzięcie kota w typie rasy z pseudohodowli albo hodowli prowadzonej nieprofesjonalnie. Wtedy dostajemy w pakiecie wszystko: delikatność rasowca i zły start w życie dachowca. Dlatego decydując się na zwierzę, wszystko jedno rasowe czy nie, powinniśmy rozważyć dobrze ten krok i wyposażyć się w odpowiednią wiedzę.
FIP (wirusowe zapalenie otrzewnej)
FIP to choroba, której obawia się każdy opiekun kota. Do niedawna była w 100% nieuleczalna. FIP to był wyrok. W tej chwili jest lek, który przynosi bardzo dobre efekty. Dziesiątki tysięcy kotów na całym świecie zostało dzięki niemu wyleczone z tej choroby.
Koci koronawirus jelitowy
FIP, czyli wirusowe zapalenie otrzewnej, wywołuje specyficzna mutacja powszechnie obecnego w populacji kotów koronawirusa (FCoV). Istnieją jego dwa podtypy: koci koronawirus jelitowy FECV oraz FIPV, wywołujący wirusowe zapalenie otrzewnej czyli FIP. FECV wywołuje łagodne objawy typu biegunka. Sam sam w sobie koronawirus jest niegroźny, wiele kotów radzi sobie z infekcją bardzo szybko. Inne jednak inne pozostają jego bez objawowymi nosicielami przez całe życie. Do infekcji zwykle dochodzi w wieku kilku tygodni, koty zarażają się koronawirusem jelitowym od innych kotów, z którymi dzielą środowisko i kuwety, ponieważ koronawirus wydalany jest z kałem. Infekcji kocim koronawirusem jelitowym jest raczej trudno uniknąć. Większe szanse na to mają koty, które miały kontakt w życiu tylko z matką i rodzeństwem, zakładając, że matka była wolna od tego wirusa. Koty natomiast, które wychowały się w środowisku innych kotów, prawie na pewno weszły w kontakt z tym wirusem. Mam tu na myśli schroniska, fundacje, domy tymczasowe, jak również hodowle. Również jeżeli w domu mamy więcej kotów, z dużym prawdopodobieństwem mamy również koronawirusa. W specyficznych warunkach i w rzadkich przypadkach wirus ten mutuje w organizmie jego nosiciela w inwazyjną postać, która wywołuje FIP.
Koronawirus jelitowy (FECV) a jego inwazyjna mutacja (FIPV); czynniki wywołujące mutację
Koci koronawirus to nie to samo co FIP. Musimy sobie z tego jasno zdawać sprawę, ponieważ wokół tej sprawy narosło dużo nieporozumień. Wszystko, co czytamy w internecie na temat jego zaraźliwości, łatwości rozprzestrzeniania się i przeżywalności w środowisku, dotyczy łagodnej choroby jelitowej, a nie potencjalnie śmiertelnego FIPa. FIP wywołuje specyficzna mutacja koronawirusa, która z jakichś powodów zachodzi w organizmie konkretnego kota. Nie znamy przyczyn, ale możemy się domyślać, że proces ten związany jest ze specyficzną odpowiedzią immunologiczną, spadkiem odporności, a przede wszystkim stresem. Istotną rolę odgrywają również choroby współistniejące. Mutację może wywołać zmiana domu, pojawienie się nowego domownika, zmiana relacji w stadzie, operacja, uraz, leczenie innych chorób, powtarzające wizyty u weta i pobyt w szpitalu.
Mówimy więc o dwóch różnych wirusach. Bazowym koronawirusie jelitowym FECV oraz jego inwazyjnej mutacji, FIPV, która ma zupełnie inne właściwości. Koronawirus jelitowy, jak sama nazwa wskazuje, ogranicza swoją obecność do jelit. Namnaża się w erytrocytach. Zmutowany koronawirus FIPV w wyniku zmian w materiale genetycznym uzyskuje zdolność inwazji ogólnoustrojowej. Namnaża się w monocytach, które roznoszą go po całym organizmie.
Skąd to się wzięło?
Jeżeli Twój kot zachoruje na FIP zadawanie pytania, skąd to się wzięło, nie ma sensu. Bo odpowiedź jest prosta: masz to w domu. Więc nie ma sensu domniemywać, winić weterynarza, groomera, albo dachowca przychodzącego na podwórko. Sprawca żyje w organizmie kota od dawna. Można co najwyżej stawiać pytanie, dlaczego niegroźny wirus zmutował organizmie kota w inwazyjną postać.
Postaci i objawy
FIP na kilka różnych postaci i daje bardzo różne objawy. Klasyczna postać, od której ta choroba wzięła swoją nazwę (wirusowe zapalenie otrzewnej), to jest tak zwany FIP wysiękowy, ponieważ w jamie brzusznej pojawia się płyn. Wzdęty brzuszek to typowy objaw kojarzony z FIP i diagnostyka wtedy jest znacznie łatwiejsza. Ten rodzaj choroby ujawnia się zwykle u młodych kotów albo kotów z obniżoną odpornością i przebieg może wtedy być gwałtowny i szybki.
Istnieje jednak również tak zwany FIP suchy, który jest dużo bardziej podstępną i trudną do zdiagnozowania chorobą. Proces zapalny dotyczy wtedy różnych organów i może trwać znacznie dłużej. Objawy są na tyle nieswoiste, że dla mało doświadczonego weterynarza mogą być niejasne i prowadzić do diagnostyki innych chorób. Jest to przede wszystkim chudnięcie, utrata apetytu, utrata zainteresowania światem, wycofanie, markotność, anemia, podniesiona temperatura. Oprócz wymienionych wyżej postaci, istnieje jeszcze FIP neurologiczny, wirus dostaje się wtedy do mózgu i może dawać objawy takie jak niezborność, nieskoordynowane ruchy, oczopląs, a nawet epilepsja. Istnieje także FIP oczny, który zaczyna się jako zmiany naciekowe na tęczówce związane z zapaleniem błony naczyniowej.
Diagnostyka
FIP jest bardzo trudny do diagnozy i nie istnieje jeden konkretny i łatwo dostępny test. Wszystkie testy, które można znaleźć w internecie, dotyczą koronawirusa FCoV. Badania na obecność FCoV nie ma większego sensu w diagnostyce FIPa, ponieważ nie odróżniają one bazowego wirusa jelitowego od jego FIPogennych mutantów. Co więcej, potwierdzenie samej infekcji FCoV nie ma większego znaczenia, bowiem ogromna część kociej populacji miała z tym wirusem kontakt, jest jego nosicielem albo przynajmniej wytworzyła przeciwciała przeciwko niemu. Owszem, istnieje badanie PCR na obecność FIPV, jednak to badanie można wykonać z płynu z otrzewnej, płynu mózgowo-rdzeniowiego albo dopiero z tkanki pobranej po śmierci. W FIPie mokrym można pobrać próbkę płynu z brzucha i wtedy diagnostyka jest najłatwiejsza. Inne postacie tej choroby wymagają złożonego podejścia. Wykonuje się rozszerzoną morfologię, biochemię, a także elektroforezę białek. USG jamy brzusznej może ujawnić zmiany także przy formie suchej. Dotyczą one przede wszystkim powiększonych węzłów chłonnych, a także zapalnych ognisk albo zmienionego obrazu echosonograficznego organów takich jak śledziona, wątroba albo nerki (np “efekt rąbka” albo tzw “nerka fipowska”).
Leczenie
Fip był do niedawna chorobą całkowicie śmiertelną. Nie istniało żadne leczenie. Nadzieja pojawiła się wraz z badaniami doktora Nielsa Pedersena, profesora weterynarii w Stanach. Zastosował on pochodną ludzkiego leku antywirusowego (wypuszczonego później na rynek jako Remdesivir) do badań nad terapią tej choroby. Lek znany pod nazwą GS-441524 okazał się niezwykle skuteczny. Niestety zarejestrowanie go jako leku na FIP okazało się trudne, między innymi z powodu problemu patentem, a także długą procedurą aplikacyjną. W tej chwili lek jest już zarejestrowany w Stanach i Wielkiej Brytanii. W Europie dostępne są jego chińskie analogii, równie skuteczne. Nie dostaniecie ich jednak od weterynarza. Zdobycie tego leku, jak również jego podawanie, spoczywa w całości na barkach właściciela. Do niedawna stosowano zastrzyki, ich podawanie jest trudne dla opiekuna i bolesne dla kota, w miejscu iniekcji pojawia się często odczyny zapalne. Ostatnio jednak coraz częściej rekomendowane są tabletki, których skuteczność okazuje się równie wysoka.
W jaki sposób mogę uchronić mojego kota przed zakażeniem koronawirusem?
Jest to jedynie możliwe w przypadku kota z potwierdzonym wcześniej negatywnym wynikiem na obecność koronawirusa i nie mającym kontaktu z innymi kotami. Nasz kot z hodowli, ze schroniska albo dzielący mieszkanie z innymi najprawdopodobniej będzie miał wynik dodatni. W przypadku kota wolnego od FCoV, powinnyśmy być może przemyśleć decyzję o dokoceniu. Najlepszym wyborem byłby drugi kot również bez wcześniejszego kontaktu z koronawirusem, co będzie raczej warunkiem trudnym do spełnienia, bo takich przypadków jest niewiele. Dodatni wynik PCR z krwi kandydata nie byłby w prawdzie równoznaczny z tym, że kot będzie rozprzestrzeniał wirusa. To powie nam dopiero badanie PCR z próbki kału. Negatywny wynik nie gwarantuje jednak pełnego bezpieczeństwa, kot, który jest nosicielem wirusa, może go wydzielać na różnych etapach życia.
Czy to powinno nas powstrzymać przed wprowadzaniem nowego domownika? Dokocenie zawsze wiąże się z ryzykiem. W podobny sposób możemy spojrzeć na herpeswirus, kaliciwirus, a to pewne dopiero początek listy kocich patogenów, które może nam sprezentować przybysz. Nie jesteśmy w stanie potencjalnego domownika przetestować na wszystko. Powszechnie przyjętym standardem jest testowanie kotów mających pójść do adopcji na obecność FeLV, czyli kociej białaczki i FIV, czyli kociego zespołu nabytego niedoboru odporności (hodowle deklarują, że są wolne od tych wirusów). My na pewno powinniśmy sprawdzić kał i zanieść do badania na obecność pasożytów (zapewnienia o odrobaczaniu znaczą niewiele, standardowa tabletka podawana raz nie działa zawsze i na wszystko). Innych badań się nie wykonuje i dotyczy to także hodowli. Oczywiście możemy poprosić hodowcę o badanie wykrywające obecność antyciał FCoV w krwi, jednak powinniśmy się spodziewać raczej wyniku dodatniego. Musimy się pogodzić z faktem, że większość kotów ma z tym wirusem kontakt i może być jego nosicielami. A koty, które przeszły infekcję i pozbyły się wirusa z organizmu, mogą zarazić się tym wirusem ponownie. Ostatecznie więc, im mniej kotów w domu, tym mniejsza szansa transmisji wirusa i reinfekcji. Co zresztą dotyczy wszystkich innych chorobotwórczych patogenów. Mówimy jednak wciąż o bazowym koronawirusie. Okoliczności wpływające na jego mutacje w postać inwazyjną są wciąż niejasne, niewyjaśnione i związane raczej z indywidualną historią medyczną. Jest to wydarzenie rzadkie i dotyczy bardzo niewielkiego procenta zarażonych kotów (różne źródła podają 2-3%).
Czy FIP jest zaraźliwy?
Odpowiedź brzmi: nie. Zaraźliwy jest koronawirus jelitowy, który kot wydala w odchodach. Zmutowany wirus wywołujący FIP nie jest obecny w żadnych wydzielinach ciała i na tym polega właśnie problem z diagnostyką tej choroby. Żeby zrobić test na obecność wirusa, potrzebny jest płyn pobrany z ciała albo tkanka pobrana po śmierci. Mówiąc obrazowo, wirus nie wydostaje się z kota. Owszem, zdarzają się bardzo nieliczne sytuacje, kiedy w domu choruje drugi kot. Dotyczyć może to rodzeństwa (podobieństwo immunologiczne) albo sytuacji środowiskowej stresogennej dla kotów, ewentualnie w bardzo rzadkich przypadkach specyficznie fipogennego szczepu wirusa, chodzi jednak o infekcję koronawirusem bazowym, a nie transmisję zmutowanego wariantu.
FIP Polska
Jeśli wasz kot ma diagnozę FIP albo taką diagnozę podejrzewacie, dołączcie do grupy FIP Polska na Facebooku, gdzie otrzymacie nieocenioną pomoc od ludzi, którzy sami przeszli tą drogę i zgromadzili dzięki temu dużą wiedzę. Otrzymacie również kontakt do osób rozprowadzających ten lek. Czy to jest legalne? Dla weterynarza nie. Dla was – powiedzmy, że jest to już w tej chwili powszechnie akceptowana praktyka. Jeszcze kilka lat temu krajowy lekarz weterynarii próbował protestować, jednak od chwili rejestracji leku w Stanach i Wielkiej Brytanii sytuacja się zmieniła. Zarejestrowanie leku w Europie jest kwestią czasu. Wraz z rosnącą ilością ocalonych kotów i rosnącą świadomością weterynarzy w tym zakresie, sytuacja akceptowana jest przez wszystkich.
Czy maine coony są bardziej podatne na FIP?
Odpowiedź brzmi nie i tak. Nie – jako rasa. Są inne rasy, które łączone są z podwyższonym ryzykiem FIPa, chociaż i takie doniesienia wydają się niepotwierdzone. Wśród nich nie wymienia się jednak maine coonów. Tak – ponieważ jak wszystkie koty rasowe są bardziej wrażliwe i mają delikatniejszy organizm. Dochodzi do tego zapewne również początek ich życia, czyli kontakt w hodowli z innymi kotami. Nie wiem, czy istnieją hodowle wolne od FCoV, w każdym razie podchodziłabym sceptycznie do takich twierdzeń. Nie wiem też, czy hodowcy wykonują badanie na obecność koronawirusa, przypuszczam, że raczej nie, ponieważ temat FIP to wśród hodowców temat tabu. I nie ma się im co dziwić, wokół tej choroby istnieje mnóstwo nieporozumień. Nie można za jej wystąpienie w żaden sposób winić hodowcy, chyba że możemy podejrzewać, że pierwsze objawy wystąpiły w hodowli i nabyliśmy kota już chorego. Hodowcy nie chcą na ten temat rozmawiać, ale większość z nich z tą chorobą się zetknęła w jakiś sposób. FIP pozostaje rodzajem ruletki, tyle tylko, że w tej chwili przestaje to już być choroba spędzająca sen z powiek, lek jest coraz tańszy coraz szerzej dostępny, a leczenie coraz łatwiejsze.
Lipiec 2024